
Maui Surf
Niedawno miałem okazję spędzić 8 dni na Maui (Hawaje). Zima na Maui to okres, kiedy często wchodzi duży swell, więc po cichu liczyłem na jakieś grube surfingowe akcje. I nie zawiodłem się! Miałem szczęście być świadkiem pierwszych w historii zawodów Big Wave cyklu World Surf League w Pe’ahi, czyli na słynnych „Jaws-ach” (nie mylić z Jastarnianymi „Jokes-ami”).
Zapraszam do fotorelacji z tego dnia.
Kiedy klika dni przed zawodami WSL ogłosiło stan gotowości na niedzielę 6.12 od razu zacząłem pytać o drogę na Jawsy. Niestety na oficjalnej stronie wydarzenia organizatorzy poinformowali, że nie będzie można oglądać zawodów na żywo z klifu ze względów bezpieczeństwa i zachęcali kibiców do oglądania relacji online. Oczywiście nie było takiej opcji żebym jednak nie spróbował.
Zawody zaczynały się o 7:30 rano. Pobudka o 6 i jazda na spot. Do Jaws nie ma żadnych drogowskazów, ale wystarczy śledzić miejscowych, którzy przedzierali się do klifu bocznymi drogami przez krzaki. Droga od samochodu do klifu zajęła jakieś 30 minut.
Już z daleko było słychać helikopter, zanim jeszcze zobaczyłem wodę i fale. Ten dźwięk dodatkowo nakręcał adrenalinę – zaraz się zacznie!
Wreszcie dotarłem do najlepszej dostępnej miejscówki do oglądania zawodów tego dnia. Przede mną było już trochę widzów. Leżaczki, napoje – ogólnie atmosfera pikniku. W oddali pierwszy widok na olbrzymie fale.
Ominąłem mały tłum widzów, przeszedłem przez barierki bezpieczeństwa i po chwili znalazłem się na samym skraju klifu, trzymając się drzewa. Teraz już mi nikt nie zasłaniał – miejsce w pierwszym rzędzie 🙂
No i mieli trochę racji miejscowi, którzy również radzili mi oglądanie relacji online. Z klifu widać bardzo dobrze gdzie zaczynają tworzyć się fale, gdzie czekają skutery zabezpieczające i łodzie, gdzie podpływają zawodnicy żeby załapać się na najlepsze fale. Wszystko jest jednak dosyć daleko, więc zawodnicy na fali są mali jak mróweczki. Następnym razem warto się zaopatrzyć w jakiś dobry sprzęt z optycznym powiększeniem, bo 4-ro krotny zoomik w mojej małpce nie dawał rady.
Przez większość czasu zawodnicy ustawiają się na pozycjach „paddlując” i czekając na odpowiednią falę. Przeważnie 1 lekko odstaje od grupy i wtedy wiadomo, że to on będzie próbował następny. Średnie fale są zazwyczaj ignorowane, choć mi i tak wydawały się olbrzymie.
No i co jakiś czas przychodzi olbrzym. Jeżeli komuś uda się złapać falę publiczność za moimi plecami szaleje. Każda rozwałka jest przyjmowana z równie gorącymi emocjami – wszyscy próbują wypatrzyć nieszczęśnika w pianie. Fajnie widać jak skutery asekuracji przemierzają pobojowisko szukając rozbitka, jak w końcu jeden go podejmuje a reszta szybko wraca, żeby przypadkiem nie zostać zgarniętym przez kolejną falę.
Im później tym fale robiły się rzadsze i mniejsze. Po 2 godzinach wszystko mi ścierpło od niewygodnej pozycji, więc pojechałem oglądać inne miejscówki. Pierwsza na mojej drodze była Ho’okipa Beach. Bardzo fajna, trawiasta plaża, która schodzi do kamienistego brzegu.
Wiele osób przyjeżdża tam dla relaksu – siedzisz na trawce, oglądasz wielkie fale, słyszysz huk z jakim się rozbijają o brzeg. Przyjemnie.
Można też zejść nieco niżej i dać się zmoczyć.
Ostatnią miejscówką tego dnia była zatoka Honolua, gdzie kilka dni wcześniej odbywały się zawody kobiet. Zatoka leży po drugiej stronie wyspy – fala wchodzi tu trochę mniejsza, ale za to bardziej dostępna i chyba przyjemniejsza dla zwykłych surferów.
Mi się bardzo podobało, bo fala jest dużo bliżej brzegu i wszystko bardzo dobrze widać.
Surferzy czekający na następną falę.
I jest – długo nie trzeba czekać.
Niektórzy naprawdę wymiatali
Chłopaki łapali tubę za tubą. Aż przyjemnie popatrzeć.
Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie body-boarderzy, których na spocie była co najmniej połowa. Rozwijali duże prędkości a tuby łapali jeszcze częściej niż klasyczni surferzy.
Zachęcony tym widokiem sam spróbowałem na pobliskiej plaży, ale beach-break mnie strasznie sponiewierał. Potem się okazało, że wybrałem złe miejsce do nauki.
Tak zakończył się ten mega udany dzień! Aloha 🙂
Filip
Przepraszamy ale nie można już komentować tego artykułu.